Przejezdzajac na miejsce mojej ostatniej bazy noclegowej na wyspie, zatrzymalam sie w miasteczku rybackim Weligama. Koniecznie chcialam zrobic zdjecie rybakow stojacych w wodzie na kijach... Rybakow nie bylo, byly kije w wodzie i ryby na straganach - nie dziwne, pewnie lowia rano
W Galle, z dworca w nowej czesci miasta od razu skierowalam sie do fortu. Na stacji jeden pan twierdzac, ze jest z info turystycznej przeanalizowal ze mna pociagi do Kolombo na dzien nastepny, polecil sie udac wieczorem do swiatyni na celebracje i przeszkolil jakie tuk tuki sa drozsze a jakie tansze (z nalepka rzadowa podobno tansze). Skorzystalam z rzadowego tuk tuka i zakwaterowalam sie w fort inn. Ta kwatera byla moja najdrozsza (20usd) ale tez najbardziej komfortowa z cieplym prysznicem, klimatyzacja, recznikami i papierem toaletowym:) w koncu przed wyjazdem do cywizacji trzeba sie doprowadzic do porzadku
Galle okazalo sie byc zupelnie innym miastem jakie dotychczas na wyspie widzialam. Pelne kolonialnych budynkow, obmurowane portugalskiem fortem zacheca do przechadzek. W kazdej uliczce kawiarnie, galerie, pracownie artystyczne. Jest czwartym miastem co do wielkosci, powstalym w XVIw. Tsunami wyrzadzilo tu spore szkody w nowszej czesci
Skorzystalam z okazji do zakupow, spokojnych wedrowek z samym aparatem po miescie i fortach. Zalapalam sie na noodle soup w moim innie i wieczor spedzilam na pogawedce z Karlem z malezji i Billem z Nowej Zelandii