Z opozniem godzinnym wyszlam ze swoim bagazem ze strefy przylotow i pierwsze co wymienilam 200eu na lankijskie rupie. Powietrze odrazu bylo parne a chmury z deszczem przeszly.
Przywitalam sie z pania Resident Manager, ktora stala niepozornie w swoim uniformie czekajac na turystow i poradzila zeby sie popytac o transfer kolegow nazewnatrz.
Kolegami byli sami Hindusi, wladajacy jezykiem niemieckim lub holenderskim, czy belgijskim i francuskim. Udalo mi sie zalapac na przejazd do stacji kolejowej kolombo i zyskac aniola stroza Shehana, ktory byl pomocny w kupnie biletu na nocny pociag i codziennie dopominal sie raportow gdzie jestem i czy nie trzeba mnie wyciagac z tarapatow. Od niego pobralam pierwsza i jedyna lekcje jezyka syngaleskiego uczac sie pozdrowienia -Oj buwam i podzikowania istutti.
Na dworcu mialam do dyspozycji 2h. Nie ma mowy o komputerach i jakichkolwiek elektronicznych mechanizmach, jak zbudowali wszystko imperialisci tak teraz interes funkcjonuje, maszyny sa naprawiane, dziury latane bez modernizacji ani innowacji.
Mnie interesowal tego wieczoru pociag w kierunku polnocnym. Ciezko bylo komukolwiek powiedziec kiedy dokladnie przyjedzie i kiedy bedzie na miejscu. Na rozkladzie byl rozpisany o 21.30 a moj ksiazkowy przewodnik twierdzil ze podroz trwa ok.6h czyli powinnam wysiadac ok.3.30 na ranem.
Pociag zjawil sie o 22.00 i niewile po tym ruszyl, konduktor uznal ze 7hjazdy to jest minimum ale trudno powiedziec kiedy bede na miejscu. I dobrze mi sie nie spieszylo, byle tylko troche sie przespac...