Minal miesiac a ja nie ruszylam zadnej z przytarganych ksiazek. Co tydzien wypisuje szefowej w raporcie sugestie drugiego dnia wolnego ale chyba mam jeszcze slaba sile przebicia. Może gdybym zebrala podpisy kolegow i kolezanek...
dziś w ramach dnia wolnego po wykonaniu faksow do kemer, dlaczego wczoraj nie moglam do gosci dojechac postanowilam po lunchu w kremlinie wybrac się na zwiady bazy wspinaczy w Geyikibairyi. Baza w formie domkow campingowych (podejrzewam porownywalne do tatrzanskiego taboru) usytuowana jest raptem 20km na polnocny wschod od Antalyi, prowadzona jest przez dwoch nawiedzonych niemcow i niemke. Od ich imion JO SI TO. Mialam male problemy z nawigacja wioski, pytalam napotkanych starych Turkow o ta miejscowosc, tlumaczyli mi plynnie w języku tureckim, na co ja tylko „evet, tammam” - tak, ok. Zwiedzilam cudne wioski, targ farmerski i ukradlam dwa granaty z drzewa – niestety, granty beda dojrzale do ok. dwoch tygodni. Za miesiac dojrzeja tez figi! A pola arbuzowe są już powoli orane.
W campie przywital mnie Murat i spotkam się z nim prawdopodobnie za 3 tygodnie probujac swoich sil na tutejszych V – nie ma nic latwiejszego.
Tymczasem recepcjonista w telefonach się nie poddaje, codziennie ok.18, doloczyl się do niego mniej regularnie chlopak od tzw „transfer's operation” i pan z restauracji organizuje otwarcie lokantsji – życie towarzyskie powiedzialabym w rozkwicie – tylko ze ja nie mam zamiaru zadnego z tych teli odebrac...
Załapałam się za to jeszcze wczoraj na pokaz Troy do Aspendos – okazalo się zadna opera, tylko show taneczne, wcale nie w starych ruinach tylko ponownie w arenie – pomimo ze niektore uklady do zludzenia przypominaja pokaz Fire of Anatolien,ale i tak warto zobaczyc!
p.s.dolaczam galeriie z bergfestu, moje zdolnosci parkowania i perge w poprzedniej notce