Wiedzieliśmy że kierunkiem dla matatu ma być Siaya lub taksówka na cały dzień za ok.3000 szylingów. Postój matatu na tyłach targowiska jest istnym rozgardiaszem. Odjezdżają stąd dziesiątki matatu i parę autobusów w różnych kierunkach, bez pomocy, nie znajdzie się odjazdu matatu w pożądanym kierunku. Po negocjacji ceny siedzieliśmy już w drodze do Siayi. Bartosza zagadnąl George, pokazywał gazetę z Obamą a później zaoferował swoją pomoc bo jak twierdził jedzie właśnie do Kogelo. W ten sposób uzyskaliśmy przewodnika, który zabrał się z nami do Kogelo - wioski senatora Obamy. Był na tyle pomocny, że wynegocjował ceny dojazdu motorowego pod same strzeżone bramy murowanego domostwa rodziny Hussein Obama. Jako polscy studenci po wpisaniu się na wykaz godzinowy odwiedzin zostaliśmy wpuszczeni z Georgem na teren zamieszkany przez babcię - Sarę, Barracka Obamy. 86 - letnia kobieta przyjmująca akurat audiencję na werandzie, gdy zobaczyła naszą trojkę i usłyszała że chcielibyśmy zrobić zdjęcia po pożegnaniu "audiencji" zniknęła na ok. godzinę żeby ukazać nam się w jaskrawym pomarańczowym kanga. Nasze gratulacje z angielskiego na suahili tłumaczyła przyrodnia siostra Barracka, a po naszym pożegnaniu wyjeżdżała też część rodziny. Wróciłam się i udało mi się zrobić zdjęcie więcej.
George zaoferował nam odwiedziny w jego rodzinnym mieście Siayi. Jak nam powiedział, Kogelo też było dla niego przygodą i w zasadzie nie planował tam pojechać dopóki nas nie spotkał;) W każdym razie zostaliśmy jak mówił friends, oprowadził nas wokół domu swojego brata i wypiliśmy jeszcze w centrum czarną kawę. George bardzo chętnie będzie do nas pisał o sytuacji w Kenii i trzymał kontakt tak więc w ten sposób zyskaliśmy korespondenta w Kenii:)
W drodze powrotnej doświadczyliśmy jazdy 13 osobowym matatu (bez kierowcy i 2 miejsc pasażerskich z przodu), 26 pasażerów poupychanych między 4 rzędami trzech foteli. Copperfield sie chowa:P