Po kontroli osobistej urządzeniem jakby do wykrywaniu metalu i przemacaniu bagażu podręcznego przez strażnika usadowiliśmy się w busie. Początkowo dziwił mnie pancerno-terenowy wygląd wszystkich afrykańskich autobusów ale po 8h jazdy dziurawym asfaltem głównej drogi w Kenii, z atrakcjami na dwa przystanki, dwie kontrole policyjne i wymijaniem slalom kolczatek porozstawianych na drodze i wreszcie postojem na sikanie gdzieś po środku ciemnej sawanny, przekonałam sie o praktycznej funkcji tego rozwiązania. Po kolejnym dniu jazdy jestem skłonna uwierzyć, że mają nawet napęd 4x4.
W Nairobi o 5 rano padał deszcz, przejaw krótkiej pory deszczowej. W ramach biletu Mombasa-Kisumu mieliśmy możliwość śniadania w barze nad biurem - więc według zasady "gdy dają należy brać" nasyciliśmy się jajkiem sadzonym ze smażoną kiełbaską z tostem lub chapatti do wyboru i afrykańską herbatką.
Przy biurach Akamby zlokalizowane są poczekalnie z przechowalnią bagażu, po daniu napiwku każdego strażnika można przekonać żeby zwrócił uwagę na bagaż bo jakby nie było "luggage left at your own risk". Dla rozprostowania kości przespacerowaliśmy glówną ulicą Nairobi Moi, lokalizując dworzec PKP.
Trasa z Nairobi okazała się bardzo malownicza, wiodła główną drogą przez Wielki Rów, obok jezior Naivashy, Nakuro,przecinając skarpe Mau a dalej miasteczko i pola herbaciane Kericho. Polecam jazde dziennym busem.
Ostatecznie cel został osiągnięty ok. godz 16 .
Co nas właściwie ściągneło w te rejony?
Oprócz największego jeziora w całej Afryce (celu wypraw wielu podróżników), zupełny brak turystów! Jeżdżąc przez 3 dni publicznym transportem (matatu, motocykami, tuk-tukami, boda-bodami) od masteczka do miasteczka, do lasu równikowego, spotkaliśmy turystów do policzenia na palcach jednej ręki. Atrakcji tym rejonie jest wiele, choć nie są to stada antylop ani zebr. Rejon uchodzi za najuboższy w całym kraju.
Kisumu jest czwartym co do wielkości miastem Kenii. Brak tam masowej infrastruktury turystycznej, działalność przewodnicką i organizacją wycieczek po okolicy zajmuje się Ibrahim - reklamujący zapewne swe usługi w każdym hotelu w mieście. Miasto oferuje bardzo przyzwoitą bazę noclegową oraz transport koleją (odjazdy do Nairobi w niedziele,wtorek i czwartek), autobusem czy matatu.
Na nocleg skierowaliśmy się do bardzo miłego hoteliku Victoria Hotel, przyzwoicie czysto, łazienka w pokoju (woda zimna i zimna pomimo zapewnień o ciepłej;), śnadania wliczone w nocleg (8eu), balkon z widokiem na jezioro i czadowe moskitiery. Hotel w nocy strzeżony na każdym piętrze strażnik.
Pod równikiem dzień trwa średnio 11h (wschód ok.7 - zachód przed 18). Zależalo nam na zachodzie słońca. Niestety dzięki nieuprzejmości i uprzejmości pracowników kolei o parę minut spóźniliśmy się, ale za to mieliśmy okazje zwiedzić nieczynny prom używany do transportu wagonów.
Tego wieczoru na drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w barze Railway Institute, ściągneła nas tam muzyka. Railway był najlepszą knajpką w Kisumu. Knajpka była tarasem obłożonym blachami z radosną, roztańczoną atmosferą. Jak się przekonaliśmy parę naście minut później blachy doskonale chroniły przed ostrym atakiem krótkiej pory deszczowej.... Po zamówieniu ugali with chicken i tusker'a (afrykański pils) na zewnątrz przy drugim małym tarasie tak samo obłożonym blachami, spełniającym rolę kuchni zlokalizowaliśmy białą twarz. Jessica była wolontariuszką, pracowała z Samuelem i innymi działaczami, ucząc dzieci angielskiego w szkole dla sierot. Próbowaliśmy ostatniego dnia skontaktować się z Samuelem, chciałam odwiedzić taką szkołę i zobaczyć jak wygląda dzień wolontariusza, niestety nie udało się..
Spędzając tamten wieczór w suchym miejscu gdy o blachy obijają się litry wody, z miłymi ludźmi, jedząc rękami i popijając piwo dużo dowiedzieliśmy się o Kenii i ich mieszkańcach. Korzystając z ich informacji zaplanowaliśmy kolejne dni.